Sexfotka

Weryfikacja wieku

Strona zawiera treści erotyczne przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.

Czy masz ukończone 18 lat?

Cienie na tafli wody
Opowiadania erotyczne

Cienie na tafli wody

Marta
Marta

W powietrzu unosił się zapach mokrej ziemi i świeżo skoszonej trawy, a wieczorne słońce rzucało złote smugi na spokojną taflę jeziora. Anna stała na drewnianym pomoście, bosa, z sukienką unoszącą się lekko na wietrze, i wpatrywała się w horyzont. To miejsce – domek letniskowy nad jeziorem – było jej azylem, ucieczką od miejskiego zgiełku i oczekiwań, które przygniatały ją w pracy jako prawniczka w prestiżowej kancelarii. Ale tym razem coś było inaczej. Czuła to w napięciu mięśni, w przyspieszonym oddechu, w tym dziwnym, niemal elektrycznym mrowieniu na skórze.

Nie była tu sama.

Kiedy usłyszała kroki na żwirowej ścieżce, jej serce zadrgało. Odwróciła się powoli, a jej wzrok napotkał mężczyznę, którego nie widziała od lat. Marek. Wysoki, z ciemnymi włosami, które teraz były nieco dłuższe, niż pamiętała, i z tym samym uśmiechem, który kiedyś przyprawiał ją o motyle w brzuchu. Stał tam, w lnianej koszuli z podwiniętymi rękawami, z rękami w kieszeniach, jakby czas nigdy nie minął.

– Anna – powiedział cicho, a w jego głosie usłyszała coś więcej niż zwykłe powitanie. Był w nim cień nostalgii, ale i coś nowego, coś, co sprawiło, że jej dłonie mimowolnie zacisnęły się na drewnianej barierce.

– Marek… Co ty tu robisz? – zapytała, starając się brzmieć spokojnie, choć jej myśli galopowały. Pamiętała ich ostatnie spotkanie – gorące lato po maturze, ukradkowe pocałunki nad tym samym jeziorem, obietnice, które nigdy się nie spełniły, bo życie rozdzieliło ich na różne ścieżki. On wyjechał na studia za granicę, ona rzuciła się w wir ambicji.

– Mój ojciec wciąż ma tu domek – odparł, wskazując ruchem głowy na drugą stronę jeziora. – Przyjechałem na kilka dni. A potem… usłyszałem, że ty też tu jesteś.

W jego oczach błysnęło coś, co sprawiło, że jej ciało zareagowało wbrew jej woli – ciepło rozlało się w jej brzuchu, a oddech stał się płytszy. To nie powinno się dziać. Nie po tylu latach. Nie po tym, jak nauczyła się trzymać emocje na wodzy.

Przez resztę wieczoru siedzieli na pomoście, popijając wino, które Marek przyniósł ze sobą. Rozmowa płynęła zaskakująco łatwo – opowiadali o swoich życiach, o sukcesach i porażkach, o tym, jak bardzo się zmienili, a jednocześnie jak wiele w nich pozostało z dawnych siebie. Ale pod powierzchnią słów czaiło się coś innego, coś, co sprawiało, że każde spojrzenie, każdy przypadkowy dotyk – gdy podawał jej kieliszek, a ich palce się musnęły – budziło w niej dreszcze.

– Pamiętasz, jak pływaliśmy tu w nocy? – zapytał w pewnym momencie, a jego głos stał się niższy, bardziej intymny. – Byłaś wtedy taka odważna. Zawsze mnie to fascynowało.

Anna zaśmiała się, ale śmiech ten brzmiał nerwowo, jakby próbowała ukryć, jak bardzo te wspomnienia wciąż na nią działają. – Byłam młoda i głupia. Teraz… teraz myślę dwa razy, zanim zrobię coś szalonego.

Marek przechylił głowę, przyglądając się jej uważnie. – Naprawdę? Bo ja widzę w tobie tę samą iskrę, którą widziałem wtedy. Może tylko głębiej ukrytą.

Jego słowa były jak wyzwanie, a ona poczuła, jak coś w niej pęka – mur, który budowała przez lata, by chronić się przed spontanicznością, przed emocjami, które mogły ją zranić. Wstała, odstawiając kieliszek na pomost, i spojrzała na jezioro. Woda lśniła w świetle księżyca, czarna i tajemnicza, a ona nagle zapragnęła poczuć ją na swojej skórze, zapomnieć o wszystkim, co ją ograniczało.

– Pływasz jeszcze? – rzuciła, odwracając się do niego z lekkim uśmiechem, choć jej serce biło jak oszalałe.

Nie czekając na odpowiedź, zdjęła sukienkę jednym ruchem, zostając w samej bieliźnie, i wskoczyła do wody. Chłód jeziora zaparł jej dech w piersiach, ale jednocześnie obudził każdy nerw w jej ciele. Gdy wynurzyła się, śmiejąc się, zobaczyła, że Marek stoi na brzegu, patrząc na nią z mieszaniną zaskoczenia i podziwu.

– No dalej! – zawołała, a jej głos brzmiał jak zaproszenie do czegoś więcej niż tylko pływania.

Chwilę później usłyszała plusk – Marek wskoczył do wody, a gdy podpłynął do niej, jego bliskość sprawiła, że zimna woda nagle wydała się gorąca. Znaleźli się tak blisko, że czuła ciepło jego oddechu na swojej twarzy, a jego dłonie, unoszące się pod wodą, niemal dotykały jej bioder.

– Nie zmieniłaś się aż tak bardzo – powiedział cicho, a w jego oczach błyszczało coś, co sprawiało, że jej ciało reagowało wbrew jej woli.

Wynurzyli się z wody, wciąż spleceni, ich oddechy mieszały się w chłodnym powietrzu, a krople jeziora spływały po ich skórze, lśniąc w świetle księżyca. Anna czuła, jak każdy nerw w jej ciele pulsuje, jakby woda, chłód i jego bliskość obudziły w niej coś pierwotnego, coś, co przez lata trzymała pod kontrolą. Marek chwycił ją za biodra, pomagając jej wejść na pomost, a jego dłonie – ciepłe, pewne, niemal władcze – sprawiły, że jej ciało zareagowało natychmiastowym dreszczem.

Stali przez chwilę naprzeciwko siebie, mokrzy, z przyspieszonymi oddechami, a napięcie między nimi było niemal namacalne, jak elektryczność unosząca się w powietrzu przed burzą. Jego oczy, ciemne i intensywne, przesunęły się po jej ciele, zatrzymując się na jej ustach, na obojczyku, na kroplach wody spływających między jej piersiami, ledwo osłoniętymi przemoczoną bielizną. Anna czuła, jak jej sutki twardnieją pod cienkim materiałem, a ciepło w jej podbrzuszu rozlewa się coraz intensywniej, niemal boleśnie.

– Kurwa, Anna… – wyszeptał Marek, a jego głos był chropowaty, pełen pragnienia, które nie miało już siły się ukrywać. – Jesteś taka piękna, że to aż boli.

Te słowa, tak surowe, tak bezpośrednie, sprawiły, że jej ciało zareagowało wbrew jej woli – poczuła, jak jej cipka pulsuje, jak wilgoć między jej udami miesza się z wodą jeziora. Nie było już miejsca na wahanie, na myśli o tym, co słuszne czy rozsądne. Podeszła do niego jednym krokiem, a jej dłonie wylądowały na jego klatce piersiowej, czując twardość jego mięśni pod mokrą koszulą. Pchnęła go lekko, aż oparł się o drewnianą barierkę pomostu, a potem wspięła się na palce, całując go z taką siłą, że ich zęby się zetknęły.

Pocałunek był głodny, niemal brutalny – ich języki walczyły o dominację, a jego dłonie natychmiast wylądowały na jej tyłku, ściskając go mocno, przyciągając ją tak blisko, że czuła twardość jego kutasa przez mokre spodnie. Jęknęła cicho w jego usta, a ten dźwięk, tak niekontrolowany, tak pierwotny, sprawił, że Marek warknął gardłowo, jak zwierzę, które właśnie znalazło swoją zdobycz.

– Chcę cię, kurwa, teraz – powiedział, odrywając się od jej ust tylko na chwilę, by spojrzeć jej w oczy. Jego głos był jak rozkaz, ale jednocześnie jak błaganie, a ona poczuła, jak jej cipka zaciska się w odpowiedzi, jakby samo jego pragnienie wystarczyło, by doprowadzić ją na skraj.

– To weź mnie – odpowiedziała, a jej głos brzmiał obco, nisko, pełen tej samej żądzy, która paliła ją od środka. To nie była już Anna, prawniczka, kobieta, która zawsze miała kontrolę – to była Anna, która chciała się poddać, która chciała czuć wszystko, co on mógł jej dać.

Marek nie czekał. Jednym ruchem zdarł z niej mokre majtki, rzucając je na pomost, a potem jego dłonie wylądowały na jej udach, unosząc ją, jakby ważyła tyle co piórko. Oparł ją o barierkę, a drewno zaskrzypiało pod ich ciężarem, ale żaden z nich nie zwracał na to uwagi. Anna owinęła nogi wokół jego bioder, czując, jak jego kutas, wciąż uwięziony w spodniach, ociera się o jej nagą cipkę, drażniąc ją, sprawiając, że jej biodra poruszały się instynktownie, szukając więcej.

– Cholera, jesteś taka mokra – mruknął, a jego palce wsunęły się między jej uda, rozchylając ją, badając ją z taką pewnością, jakby znał jej ciało na pamięć. Gdy jego kciuk znalazł jej łechtaczkę, zataczając na niej powolne, torturujące kręgi, Anna jęknęła głośno, nie dbając o to, czy ktoś mógłby ich usłyszeć. – Taka chętna, co? – ciągnął, a w jego głosie było coś mrocznego, coś, co sprawiało, że chciała mu się oddać jeszcze bardziej.

– Przestań pieprzyć i rżnij mnie – wysyczała, a jej słowa były jak wyzwanie, jak zaproszenie, którego nie mógł odrzucić. Marek zaśmiał się krótko, ale było to śmiech pełen pożądania, a chwilę później usłyszała, jak rozpina spodnie, jak materiał opada na pomost z cichym plaśnięciem.

Gdy poczuła czubek jego kutasa przy wejściu do swojej cipki, czas jakby zwolnił – każdy oddech, każdy ruch był intensywny, niemal bolesny w swojej precyzji. Marek wszedł w nią powoli, rozciągając ją, wypełniając ją centymetr po centymetrze, a ona zacisnęła dłonie na jego ramionach, wbijając paznokcie w jego skórę, gdy jej ciało dostosowywało się do jego rozmiaru. – O kurwa… – wyszeptał, a jego głos drżał, jakby sam walczył o kontrolę. – Jesteś taka ciasna, taka idealna…

Anna nie mogła odpowiedzieć – jej oddech był urywany, a każdy ruch jego bioder, każdy pchnięcie, sprawiało, że jej ciało falowało w rytmie, który był jednocześnie dziki i precyzyjny. Czuła, jak jej cipka zaciska się wokół niego, jak każdy jego ruch wysyła fale przyjemności prosto do jej mózgu, zalewając ją doznaniami, których nie potrafiła kontrolować. Drewno pomostu skrzypiało pod nimi, a woda jeziora pluskała cicho w tle, ale te dźwięki były tylko tłem dla ich oddechów, dla jej jęków, dla jego gardłowych pomruków.

– Mocniej – wyszeptała, a jej głos był niemal błagalny, choć jednocześnie pełen władzy. Marek nie potrzebował więcej zachęty – jego ruchy stały się szybsze, głębsze, niemal brutalne, a każde pchnięcie wbijało ją w barierkę, sprawiając, że drewno ocierało się o jej plecy, dodając bólu do przyjemności. Jego dłonie ściskały jej tyłek, kontrolując każdy ruch, a jego usta znalazły jej sutki, ssąc je, gryząc delikatnie, aż krzyknęła, nie mogąc już powstrzymać fali, która narastała w jej ciele.

– Dojdź dla mnie – powiedział, a jego głos był jak rozkaz, jak wyzwanie, które musiała przyjąć. Jego palce wróciły do jej łechtaczki, drażniąc ją w rytmie jego pchnięć, a ona poczuła, jak jej ciało przestaje jej słuchać, jak każdy mięsień napina się, jak ciepło w jej podbrzuszu eksploduje w fali orgazmu, która była tak intensywna, że niemal bolesna. Krzyknęła, zaciskając się wokół niego, a jej ciało drżało, jakby każdy nerw w jej ciele eksplodował jednocześnie.

Marek nie zwolnił – jego ruchy stały się jeszcze bardziej gwałtowne, jakby jej orgazm tylko podsycał jego własny głód. – Kurwa, czuję, jak dochodzisz… – mruknął, a chwilę później jego oddech stał się urywany, jego ciało napięte, a ona poczuła, jak wylewa się w niej, gorący, pulsujący, wypełniając ją w sposób, który był jednocześnie intymny i dziki. Jęknął głośno, a jego ruchy zwolniły, aż w końcu znieruchomiał, wciąż w niej, wciąż trzymając ją blisko, jakby bał się, że to wszystko zniknie, jeśli ją puści.

 Przez chwilę słychać było tylko ich oddechy, ciężkie, urywane, i cichy szum jeziora. Anna czuła, jak jej ciało wciąż drży, jak każdy mięsień w niej pulsuje, a ciepło jego skóry miesza się z chłodem powietrza. Marek odsunął się powoli, pomagając jej stanąć na nogach, choć jej kolana były jak z waty. Spojrzał na nią, a w jego oczach było coś nowego – mieszanka satysfakcji, czułości i czegoś, co wyglądało jak obawa.

– Jesteś… niewiarygodna – powiedział cicho, a jego głos był teraz łagodniejszy, jakby burza, która nimi zawładnęła, ustąpiła miejsca spokojowi.

Anna uśmiechnęła się słabo, wciąż oszołomiona, wciąż czując go w sobie, na sobie, wszędzie. – Ty też – wyszeptała, a potem, nie mogąc się powstrzymać, przyciągnęła go do siebie, całując go powoli, czule, jakby chciała zatrzymać tę chwilę na zawsze.

Komentarze (0)

Dodaj komentarz

Komentarze są moderowane. Twój komentarz będzie widoczny po zatwierdzeniu przez administratora.

W tej chwili nie ma jeszcze komentarzy do tego artykułu.